Gdzieś w galaktyce, w wielkim
statkiem w stronę ziemi leciał pewien książę.
O:Co? Mój klon został pokonany?
-Niestety tak panie, i to przez
jakiegoś Sayanina.
O:To nie do pomyślenia, by jakaś
żałosna małpa mogła mnie pokonać. Zresztą to był klon i nie
posiadał pełnej moc .
-Panie.
O:Ile nam zajmie dotarcie do ziemi?
-Jeszcze jakieś dwa lata.
O:Zróbcie co się da by tam dotrzeć
szybciej, zrozumiano?
-Tak jest.
O:Kres w którym jego życie zniknie,
jest już w zasięgu ręki.
W czasie kiedy prawdziwy książę Orin
zbliżał się do ziemi, Ikari wciąż leżał nie przytomny w
szpitalu. W końcu po kilku tygodniach po raz pierwszy od dłuższego
czasu otworzył swoje oczy.
I:Co się stało? Pięknie znowu
szpital.
Po chwili do sali weszli
Goku,Gohan,Pan,Trunks i Goten.
SG:Yo, widzę że się w końcu
obudziłeś.
I:Goku-san.
Pan:Nic ci nie jest?
I:Nie nic, poza paroma zadrapaniami
(dodał żartobliwie )
Pan:Idiota.
I:Co się stało z Orinem, nie za
bardzo pamiętam ostatnią część walki?
SG:Więc tak, użyłeś 10-krotnego
Kaio-kena i nie źle poobijałeś, lecz nie byłeś go w stanie dłużej utrzymać niż 5 minut. Kiedy ten cały Orin miał cie
załatwić, ja zresztą cie ocalaliśmy, reszta odwróciła jego
uwagę, Goten ciebie zabrał, a ja załatwiłem go moją
Kamehamehą.
I:Rozumiem, tylko obawiam się że on nadal żyje.
Te słowa wszystkich zaniepokoiły i
wprowadziły w szok.
SG:Co?
Goh:To nie możliwe, by przeżył po
tak silnej Kamehameha Ojca.
I:Wszystko by było cudne i piękne,
gdyby nie to że to byt klon.
T:Jak to klon?
Got:To znaczy że gdzieś jeszcze żyje
oryginał?
I:Tak, i najprawdopodobniej jest
jeszcze bardziej silniejszy.
SG:Niesamowite.
I:Goku-san, jeśli wyjdę ze szpitala, to chciałbym jeszcze z panem potrenować.
SG:Jasne. Ale pierw lepiej się wykuruj, bo ten trening będzie jeszcze cięższy niż poprzedni.
I:Ma się rozumieć.
Wszyscy pogadali sobie jeszcze trochę
na błahe tematy i a następnie wrócili do swoich obowiązków.
Ikari po kilku godzinach zrobił się głodny, więc postanowił
wybyć do jakiegoś baru. Żeby go nikt nie zauważył, nałożył
na siebie czarny płaszcz, a na głowę kaptur. Po przejściu jakiś
300 metrów natrafił na jakąś pizzerie, do której bez zawahania
wszedł.
Ku(Kucharz):Witaj chłopcze, co ci
podać?
I:Po proszę, 6 dużych pizzy.
Kucharza nieco zaskoczyło zamówienie, ale postanowił je przygotować. Po jakiś 45 minutach, podał
chłopcu zamówienie, ten w mgnieniu oka zaczął je pochłaniać.
Po zjedzeniu od razu wrócił do szpitala. Miał szczęście, że
nikt go nie odwiedził i nie przyłapał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz